~ * * * ~
"Dni i noce z nami biegną,
a my z nimi ku przodowi,
w trudzie tworząc piękno, piękno,
które znów służy trudowi"
* * *
"Dni i noce z nami biegną,
a my z nimi ku przodowi,
w trudzie tworząc piękno, piękno,
które znów służy trudowi"
~K. I. Gałczyński
* * *
Zsuwając z czubka nosa ciemne okulary, rozejrzałem się wokół siebie. Nie
zauważając nikogo, odpiąłem trzy pierwsze guziki, opinającej
mnie, czarnej koszuli. Opierając się o futrynę szklanych drzwi,
otarłem z czoła, oblewający mnie pot. W całym Nowym Jorku
panowała piękna pogoda, która, niestety, nie wszystkim sprzyjała,
a już na pewno nie w równym stopniu.
-Joe?
Dlaczego nie wejdziesz dalej? -Usłyszałem zdziwiony głos.
Mordercze spojrzenie skierowałem w stronę blondyna, po czym otwierając
zakupioną przeze mnie po drodze wodę mineralną, pociągnąłem z
niej potężnego łyka. Ciężko dysząc, odessałem się od
jasno-niebieskiej butelki, przyozdobionej różową nalepką. Było
sobie spacery urządzać...
-Chodź
już, bo Steven się zdenerwuje -rozkazał gitarzysta, nie
zważając na mój stan.
Głośno wypuściłem z płuc powietrze, następnie, szurając
ciemnymi butami, ruszyłem w kierunku odpowiedniego pomieszczenia. Po
drodze zdołałem jeszcze opuścić głowę w dół tak, aby zasłonić
zmordowaną twarz gęstymi lokami, którymi, na całe szczęście,
obdarzył mnie los.
-W końcu! Musisz mi pomóc! -Gdy tylko przekroczyłem próg sali, ciemnowłosy, energiczny mężczyzna podbiegł do mnie, po czym przybliżył się do takiego stopnia, że jedynym, znajdującym się w moim polu widzenia, widokiem, były olbrzymie, szybko ruszające się usta, które niczym pająk muchy, pochłaniały kolejne, wylewające się z nich słowa, których, mój mózg, postanowiwszy zrobić dobry uczynek, nie zdążył już zanotować. To mógł być tylko on. -Myślisz, że gdybym tutaj...
-Tak... -wymruczałem, przerywając jego wywód, który, zdawać by się mogło, można było zakończyć w jedynie tak drastyczny sposób, jakim było, przeczące zasadom dobrego zachowania, wcięcie się w pół słowa. Ale w końcu z nim nie można inaczej, a wiedzą to wszyscy. Nawet on. W szczególności on.
-Na pewno? Wydaje mi się, że to w tym momencie powinienem się zatrzymać -kontynuował, kompletnie nie przejmując się moją wyraźną niechęcią, wypisaną zarówno obecnie na twarzy, jak i na zawsze, w naturze. -Wtedy wszystko opierałoby się na zasadzie kontrastu, a my lubimy kontrast, prawda?
Powoli podnosząc lewą rękę, położyłem ją na ramieniu wokalisty, po czym spojrzałem mu głęboko w oczy.
-Steven. Nie wiem, i chyba nawet nie chcę wiedzieć, to ty tutaj zajmujesz się takimi sprawami i, proszę, niech tak pozostanie. Nie wytrzymałbym, jeśli miałbym mieć z tobą jeszcze jeden, wspólny temat.
-W końcu! Musisz mi pomóc! -Gdy tylko przekroczyłem próg sali, ciemnowłosy, energiczny mężczyzna podbiegł do mnie, po czym przybliżył się do takiego stopnia, że jedynym, znajdującym się w moim polu widzenia, widokiem, były olbrzymie, szybko ruszające się usta, które niczym pająk muchy, pochłaniały kolejne, wylewające się z nich słowa, których, mój mózg, postanowiwszy zrobić dobry uczynek, nie zdążył już zanotować. To mógł być tylko on. -Myślisz, że gdybym tutaj...
-Tak... -wymruczałem, przerywając jego wywód, który, zdawać by się mogło, można było zakończyć w jedynie tak drastyczny sposób, jakim było, przeczące zasadom dobrego zachowania, wcięcie się w pół słowa. Ale w końcu z nim nie można inaczej, a wiedzą to wszyscy. Nawet on. W szczególności on.
-Na pewno? Wydaje mi się, że to w tym momencie powinienem się zatrzymać -kontynuował, kompletnie nie przejmując się moją wyraźną niechęcią, wypisaną zarówno obecnie na twarzy, jak i na zawsze, w naturze. -Wtedy wszystko opierałoby się na zasadzie kontrastu, a my lubimy kontrast, prawda?
Powoli podnosząc lewą rękę, położyłem ją na ramieniu wokalisty, po czym spojrzałem mu głęboko w oczy.
-Steven. Nie wiem, i chyba nawet nie chcę wiedzieć, to ty tutaj zajmujesz się takimi sprawami i, proszę, niech tak pozostanie. Nie wytrzymałbym, jeśli miałbym mieć z tobą jeszcze jeden, wspólny temat.
-A może ty chciałbyś coś zaśpiewać? -Czy on nigdy nie może mnie posłuchać?!
-Niekończące się wakacje dobiegły końca, już za późno -na całe szczęście. Ale tego już nie powiem, co jeśli zdecydowałby się jednak usłyszeć?
-Niech ci będzie, ale jeszcze o tym porozmawiamy.
I odszedł, w stronę słońca... albo perkusji, jak kto woli. Za to do zajmowanej aktualnie przeze mnie strony księżyca, doczłapał się wesoły basista.
-Każdy kolec ma swą różę. Każda róża ma swój kolec. Każdy rockman ma swą kochankę. Każda kochanka ma swego rockmana- powiedział składając w me dłonie gitarę, przy czym uśmiechnął się, prawie jak on.
-Niekończące się wakacje dobiegły końca, już za późno -na całe szczęście. Ale tego już nie powiem, co jeśli zdecydowałby się jednak usłyszeć?
-Niech ci będzie, ale jeszcze o tym porozmawiamy.
I odszedł, w stronę słońca... albo perkusji, jak kto woli. Za to do zajmowanej aktualnie przeze mnie strony księżyca, doczłapał się wesoły basista.
-Każdy kolec ma swą różę. Każda róża ma swój kolec. Każdy rockman ma swą kochankę. Każda kochanka ma swego rockmana- powiedział składając w me dłonie gitarę, przy czym uśmiechnął się, prawie jak on.
* * *
Jako oliwka mała pod
wysokim sadem
Idzie z ziemie ku górze macierzyńskim śladem,
Jeszcze ani gałązek, ani
listków rodząc,
Sama tylko dopiro szczupłym
prątkiem wschodząc.
~J. Kochanowski
* * *
-Czuję, że to będzie coś, czuję, że to będzie powrót w wielkim stylu -nawijał Tyler, idąc ze mną, ramię w ramię, w kierunku garderoby. Wspólnej garderoby. -Skopiemy im wszystkim tyłki, pokażemy, kto tutaj rządzi! Rybek w tym cholernym morzu jest wiele, ale wieloryb tylko jeden!
Wieloryb? Wieloryb. W i e l o r y b. Wie-lo-ryb. Wielo-ryb. Wielo ryb. Wiele ryb. Tak, tutaj chyba ma rację. TUTAJ. Zerknąłem na niego. Wpatrywał się we mnie, czuć było oczekiwanie, wylewające się z każdego kąta jego ciała, niczym radość z serca na co dzień.
-Źle to określiłeś -powiedziałem, trochę przeciągając strunę zresztą. Zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu. Cały na czarno. Czyżby postanowił się ze mną zidentyfikować? Wreszcie? -My jesteśmy rekinami -dodałem, uśmiechając się zadziornie. Lubiłem się z nim drażnić,zawsze w szczególnych przypadkach.
Nawet nie zwróciłem uwagi, gdy znaleźliśmy się u celu. Chociaż to chyba wszystko by wyjaśniało. W szczególności to, że przestaliśmy się poruszać... Przynajmniej teoretycznie. W praktyce, nasza mentalność wciąż dziko tańczy. I przestać nie zamierza. Podchodząc do zielonej ściany, podniosłem ze, znajdującego się obok niej, szklanego stolika, winyl. Czyżby nasz debiut?
Wieloryb? Wieloryb. W i e l o r y b. Wie-lo-ryb. Wielo-ryb. Wielo ryb. Wiele ryb. Tak, tutaj chyba ma rację. TUTAJ. Zerknąłem na niego. Wpatrywał się we mnie, czuć było oczekiwanie, wylewające się z każdego kąta jego ciała, niczym radość z serca na co dzień.
-Źle to określiłeś -powiedziałem, trochę przeciągając strunę zresztą. Zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu. Cały na czarno. Czyżby postanowił się ze mną zidentyfikować? Wreszcie? -My jesteśmy rekinami -dodałem, uśmiechając się zadziornie. Lubiłem się z nim drażnić,
Nawet nie zwróciłem uwagi, gdy znaleźliśmy się u celu. Chociaż to chyba wszystko by wyjaśniało. W szczególności to, że przestaliśmy się poruszać... Przynajmniej teoretycznie. W praktyce, nasza mentalność wciąż dziko tańczy. I przestać nie zamierza. Podchodząc do zielonej ściany, podniosłem ze, znajdującego się obok niej, szklanego stolika, winyl. Czyżby nasz debiut?
I tak oto, u boku brata, wróciłem do tych cudownych czasów. Byliśmy młodzi. Byliśmy głupi. Byliśmy niedoświadczeni przez życie. Byliśmy lepsi.
-Prawie jak na karuzeli-wyszeptał nagle mój kompan, uprzednio zakręciwszy się na krześle obrotowym. Po chwili wciągnął ogromną ilość powietrza, następnie z uśmiechem na ustach, wypuścił je, jednak, jakby nie chcąc się go pozbywać. -Też to czujesz? Czujesz ten zapach świeżo skoszonej trawy? Słyszysz to cholerne jeziorko, w którym tak kochałem łowić ryby? Widzisz tę olbrzymią skałę, na którą tak lubiłem się wspinać? Pamiętasz to? Wtedy wszystko było lepsze, wtedy lasy były bardziej zielone, niebo bardziej błękitne. Uśmiech... Bardziej beztroski.... To już nie wróci. To, nie wiadomo do końca kiedy, zaginęło, zabrało cząstkę mego serca, tę której tak bardzo potrzebuję, tę, którą opłakuję nocami, tę, bez której nie mogę żyć -cały czas nerwowo zaciskał powieki, jakby nie chcąc wybudzić się ze snu, jakby przeciw przeznaczeniu, przeciw kolei rzeczy, chciał zatrzymać w sobie emocję. Słodką emocję. Chyba zawędrował nieco dalej. -To cholernie smutne. Kiedy... Kiedy jesteś sam, a jakby w stadzie. Jak drzewo oliwne, tuż przed sadem. Pozbawione nadziei. I jakby bez życia. Z gwoździami jak schody, do desek sypialnia, samotną huśtawką... darmo stojącą.
Krzesło już dawno przestało się kręcić. A ja wciąż szukałem odpowiedzi. Nadaremno.Niektórych rzeczy lepiej nie mówić, ale kto ślepy, ten zobaczy.
Krzesło już dawno przestało się kręcić. A ja wciąż szukałem odpowiedzi. Nadaremno.Niektórych rzeczy lepiej nie mówić, ale kto ślepy, ten zobaczy.
-To wszystko jest takie ulotne. Dzisiaj jesteśmy
gwiazdami. Jutro może już nie, może... Może to wszystko to tylko
złudzenie? Może żyjemy aluzją? Może życie jest aluzją? -Chcąc uratować, znów mnie pogrążył, jak nikotyna w mych płucach, alkohol we krwi, heroina w grubych żyłach. -Coraz częściej mam wrażenie, że tylko ja jestem prawdziwym człowiekiem.
Bo czy świat może być pełen tak wielu uczuć? Znać tyle różnych
historii? Nie. Nie chce mi się w to wierzyć.
Ponownie mnie zaćmiło, znów wszystko zniknęło, on się otworzył, ja zamknąłem, ciągły schemat życia. Czy można inaczej?
Ponownie mnie zaćmiło, znów wszystko zniknęło, on się otworzył, ja zamknąłem, ciągły schemat życia. Czy można inaczej?
-Czasem trzeba -wyszeptałem, co, wydaje mi się, było odpowiedzią na wszystkie pytania, jawne, te z mroku, umysłu, czy serca.
Płyta się skończyła. Emocja uschła. Wzrok gdzieś zastygł. A on wyszedł...
Płyta się skończyła. Emocja uschła. Wzrok gdzieś zastygł. A on wyszedł...
* * *
"Nagi leżałem na brzegach
Bezludnych wysp.
Bezludnych wysp.
Porwał mnie w otchłań ze sobą
Biały wieloryb świata."
Biały wieloryb świata."
~Cz. Miłosz
* * *
Otwierając brązowe drzwi, znalazłem się w małym pomieszczeniu, oświetlonym jedynie przez nikły blask licznych świec, o którym tak naprawdę wiedzieli tylko wybrańcy. A tak się złożyło, że zwiedzając wytwórnie, dane nam było odkryć wiele rzeczy....
Powoli poszedłem do ciemnej szafy, o którą opierał się mężczyzna, którego mocno zaciśnięte powieki świadczyły o tym, że właśnie intensywnie nad czymś rozmyśla. Wiedziałem, że tutaj go znajdę. W ciszy usiadłem obok niego. Ciągle milcząc, spojrzałem w jego kierunku.
W wąskich, czarnych spodniach oraz niczym nie przeodzianą klatką piersiową, kiwał lekko głową w przód i w tył, podciągając jednocześnie kolana pod brodę.
Nie zaczynałem rozmowy. Zrobi to sam, kiedy tylko będzie gotowy. Znam go już wystarczająco dobrze, aby o tym wiedzieć. Mimo wszystko mam świadomość, że nie mówi mi o wszystkim. Steven tak naprawdę to człowiek-zagadka. Jego wnętrze składa się z kilku szuflad, każdej zupełnie różnej od drugiej. Zwykli ludzie poznają jedną. Przyjaciele dwie. Brat trzy...
-Joe, czy my naprawdę jesteśmy tak bardzo źli? -Spytał nagle brunet, jakby ciągle będąc w transie. I jak ja mam z nim rozmawiać?
-Steven, to nie tak. Postępowałeś w zły sposób. Ja również, nie wyprzemy się tego. Zadziwia mnie tylko jedno, tak właśnie miało być. Do końca. Ale zmieniłem się, wciąż nie mogę uwierzyć jak bardzo.
Ostatnie zdanie wypowiadając bardziej jak pytanie, próbowałem dostrzec coś więcej, niż włosy, na twarzy mężczyzny. Cóż, łatwo nie będzie.
-A co, jeśli nie każdego można... Zmienić? -Wyszeptał wokalista, kierując w moim kierunku oczy, w których z łatwością dopatrzeć można się było wszystkich jego uczuć. Oczy zwierciadłem duszy człowieka...
-Całkowicie nie.
-Joe, ja nie mogę inaczej.
-Steven, sam musisz wiedzieć, kiedy nadejdzie odpowiednia pora, aby... wydorośleć.
Ciągle miałem nadzieję, że mój brat w końcu ułożył sobie to wszystko. Naprawdę liczy się dla mnie coś, więcej, niż tylko czubek własnego nosa. Tylko czy kogokolwiek, oprócz kilku wyjątków, to interesuje?
-Dorastam od przeszło 39 lat. To nie ma sensu, pogubiłem się w tym wszystkim.
Nie mając pojęcia, jakiej stosownej odpowiedzi mógłbym udzielić, sięgnąłem po jednego, z leżącej pomiędzy nami paczki, papierosa.
-Jest jeszcze dla mnie ratunek? -Zapytał po chwili milczenia mój odwieczny towarzysz.
Zastygając w bezruchu, trawiłem w umyśle na pozór proste pytanie.
-Mogę zapytać o to samo. Może stałem się pod jakimś względem lepszy, ale nie czyni mnie to dobrym. Ciągle jestem złym człowiekiem.
-Nie jesteś zły. Dlaczego przypisujesz sobie cechy twojej przeszłości? Liczy się tu i teraz. Nie ma nic więcej -odgarniając z twarzy czarne kosmyki włosów, które, jak widać, dawno nie gościły u fryzjera, wbił wzrok w moje ciemne tęczówki. -Pierwsze, co musisz zrobić, to uwierzyć. W siebie. Wszystko inne nie będzie miało sensu, jeżeli tego nie dokonasz.
Oj, bracie, bracie...
-Nie wszystko jest takie proste. Zresztą jeszcze chwilę temu byłeś zupełnie inny. Co w ciebie wstąpiło?
-Nadzieja we mnie wstąpiła Joe, nadzieja. Spróbuj też. Warto.
-Jestem pełny nadziei.
Inaczej już dawno nie byłoby mnie tutaj...
Brunet, uprzednio podnosząc się z podłogi, podszedł do jednej z otaczających nas świeczek, wylewając z niej wosk na zielono-szarą popielniczkę.
-Skąd ty się urwałeś, Tyler? -Unosząc prawą brew w górę, posłałem mężczyźnie, któremu widocznie wrócił dobry humor, pytające spojrzenie.
-Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że obaj, żyjąc w oddalonych od siebie o lata świetle wymiarach, w końcu dotarliśmy na ziemię. Aby się spotkać.
Kiwając ze śmiechem głową, odpaliłem tkwiącego w mojej dłoni papierosa, który, wydaje mi się, prawie umarł, w oczekiwaniu na upragniony, niszczycielski ogień. Ale widać niektórzy lubią się osłabiać.
Powoli poszedłem do ciemnej szafy, o którą opierał się mężczyzna, którego mocno zaciśnięte powieki świadczyły o tym, że właśnie intensywnie nad czymś rozmyśla. Wiedziałem, że tutaj go znajdę. W ciszy usiadłem obok niego. Ciągle milcząc, spojrzałem w jego kierunku.
W wąskich, czarnych spodniach oraz niczym nie przeodzianą klatką piersiową, kiwał lekko głową w przód i w tył, podciągając jednocześnie kolana pod brodę.
Nie zaczynałem rozmowy. Zrobi to sam, kiedy tylko będzie gotowy. Znam go już wystarczająco dobrze, aby o tym wiedzieć. Mimo wszystko mam świadomość, że nie mówi mi o wszystkim. Steven tak naprawdę to człowiek-zagadka. Jego wnętrze składa się z kilku szuflad, każdej zupełnie różnej od drugiej. Zwykli ludzie poznają jedną. Przyjaciele dwie. Brat trzy...
-Joe, czy my naprawdę jesteśmy tak bardzo źli? -Spytał nagle brunet, jakby ciągle będąc w transie. I jak ja mam z nim rozmawiać?
-Steven, to nie tak. Postępowałeś w zły sposób. Ja również, nie wyprzemy się tego. Zadziwia mnie tylko jedno, tak właśnie miało być. Do końca. Ale zmieniłem się, wciąż nie mogę uwierzyć jak bardzo.
Ostatnie zdanie wypowiadając bardziej jak pytanie, próbowałem dostrzec coś więcej, niż włosy, na twarzy mężczyzny. Cóż, łatwo nie będzie.
-A co, jeśli nie każdego można... Zmienić? -Wyszeptał wokalista, kierując w moim kierunku oczy, w których z łatwością dopatrzeć można się było wszystkich jego uczuć. Oczy zwierciadłem duszy człowieka...
-Całkowicie nie.
-Joe, ja nie mogę inaczej.
-Steven, sam musisz wiedzieć, kiedy nadejdzie odpowiednia pora, aby... wydorośleć.
Ciągle miałem nadzieję, że mój brat w końcu ułożył sobie to wszystko. Naprawdę liczy się dla mnie coś, więcej, niż tylko czubek własnego nosa. Tylko czy kogokolwiek, oprócz kilku wyjątków, to interesuje?
-Dorastam od przeszło 39 lat. To nie ma sensu, pogubiłem się w tym wszystkim.
Nie mając pojęcia, jakiej stosownej odpowiedzi mógłbym udzielić, sięgnąłem po jednego, z leżącej pomiędzy nami paczki, papierosa.
-Jest jeszcze dla mnie ratunek? -Zapytał po chwili milczenia mój odwieczny towarzysz.
Zastygając w bezruchu, trawiłem w umyśle na pozór proste pytanie.
-Mogę zapytać o to samo. Może stałem się pod jakimś względem lepszy, ale nie czyni mnie to dobrym. Ciągle jestem złym człowiekiem.
-Nie jesteś zły. Dlaczego przypisujesz sobie cechy twojej przeszłości? Liczy się tu i teraz. Nie ma nic więcej -odgarniając z twarzy czarne kosmyki włosów, które, jak widać, dawno nie gościły u fryzjera, wbił wzrok w moje ciemne tęczówki. -Pierwsze, co musisz zrobić, to uwierzyć. W siebie. Wszystko inne nie będzie miało sensu, jeżeli tego nie dokonasz.
Oj, bracie, bracie...
-Nie wszystko jest takie proste. Zresztą jeszcze chwilę temu byłeś zupełnie inny. Co w ciebie wstąpiło?
-Nadzieja we mnie wstąpiła Joe, nadzieja. Spróbuj też. Warto.
-Jestem pełny nadziei.
Inaczej już dawno nie byłoby mnie tutaj...
Brunet, uprzednio podnosząc się z podłogi, podszedł do jednej z otaczających nas świeczek, wylewając z niej wosk na zielono-szarą popielniczkę.
-Skąd ty się urwałeś, Tyler? -Unosząc prawą brew w górę, posłałem mężczyźnie, któremu widocznie wrócił dobry humor, pytające spojrzenie.
-Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że obaj, żyjąc w oddalonych od siebie o lata świetle wymiarach, w końcu dotarliśmy na ziemię. Aby się spotkać.
Kiwając ze śmiechem głową, odpaliłem tkwiącego w mojej dłoni papierosa, który, wydaje mi się, prawie umarł, w oczekiwaniu na upragniony, niszczycielski ogień. Ale widać niektórzy lubią się osłabiać.
* * *
Pielęgnuj swoje marzenia.
Trzymaj się swoich ideałów.
Maszeruj śmiało według muzyki,
którą tylko ty słyszysz.
~P. Coelho
* * *
-Chłopcy czekają -po piątym papierosie, dziesiątym wspomnieniu i dwudziestej zmianie stanu, odezwał się Tyler. Uśmiechał się. Dlaczego to on? Dlaczego to ja nie mogę być tym szalonym frontmanem? Dlaczego muszę być tym, do cholery jasnej, pieprzonym gitarzystą prowadzącym, pieprzonego wieloryba?! Też chcę się uśmiechać, też chcę być przyjazny, też chcę być słuchany.Też chcę. Też chcę być. I ogarnął mną smutek. Prawdopodobnie jedno z najgorszych uczuć, jakich może doświadczyć człowiek. Człowiek, któremu nic, co ludzkie, nie powinno być obce... Żaden z nas nie osiągnął jeszcze pełni człowieczeństwa. I świadomie, nigdy nie dozna tego uczucia. Śmierć następuje po niej samej. W szczególnych przypadkach nie występuje nigdy... I chyba to jest nam pisane.
-Steve, ja nie chcę żeby tak było -wyszeptałem nagle, zupełnie tracąc nad sobą kontrolę. A on posłał w moim kierunku to niecodzienne spojrzenie. Spojrzenie współczucia. I czegoś jeszcze... Pieprzony Tyler.
-Nie tak prosto jest być mną -wydusił z siebie, prawie konając. Czyżby z moim zachowaniu można było doszukać się tak wielu znaczeń? -To, że o tym nie mówię, nie znaczy, że tego nie widzę -dopowiedział, lekko się uśmiechając. -Ale ja, jako ja, w gruncie rzeczy, nie chciałbym być sobą. Zapominanie o problemach samo w sobie potrafi być problemem. Ale ty chyba o tym wiesz. Jestem przewidywalny, prawda? -Spytał, uśmiechając się, nie powiem, uroczo.
-Nie, z ostatnim się nie zgodzę -również uniosłem kąciki ust. -Rozszyfrować cię zdarza mi się raz na milion, w zaokrągleniu.
-Nieprawda -powiedziałem, kierując się w stronę wyjścia. -Chodź. Świat na nas czeka, nie wypada się spóźnić.
-Nie tak prosto jest być mną -wydusił z siebie, prawie konając. Czyżby z moim zachowaniu można było doszukać się tak wielu znaczeń? -To, że o tym nie mówię, nie znaczy, że tego nie widzę -dopowiedział, lekko się uśmiechając. -Ale ja, jako ja, w gruncie rzeczy, nie chciałbym być sobą. Zapominanie o problemach samo w sobie potrafi być problemem. Ale ty chyba o tym wiesz. Jestem przewidywalny, prawda? -Spytał, uśmiechając się, nie powiem, uroczo.
-Nie, z ostatnim się nie zgodzę -również uniosłem kąciki ust. -Rozszyfrować cię zdarza mi się raz na milion, w zaokrągleniu.
-Ty naprawdę mnie potrzebujesz.
Nie. O tym już nie porozmawiamy.
-Doskonale dawałem sobie bez ciebie radę -zaprzeczyłem, dumnie unosząc głowę ku górze.
-Wcale że nie!
-Tak.
-Nie!
-Steven...
-Oboje wiemy, że mam rację! A ty nie możesz się z tym pogodzić! Ja mam rację, a ty kłamiesz -wypowiedział, z miną naburmuszonego 5-latka.
Ale ma rację. Problem w tym, że łatwo
wciągnąć się w kłamstwo. Czasem mam wrażenie, że o wiele za łatwo. Zło
niecierpliwie czeka, ciągle czai się gdzieś za nami, a my, czy tego
chcemy, czy nie, jesteśmy na nie skazani. Podobno każdy wybiera, kim
chce zostać. Bzdura. Wszystkich nas czeka to samo, wszyscy prędzej, czy
później, zatopimy się w otchłani czarnej paszczy lewiatana, toksycznego,
niemal w takim stopniu, jak my sami. A może i bardziej.Nie. O tym już nie porozmawiamy.
-Doskonale dawałem sobie bez ciebie radę -zaprzeczyłem, dumnie unosząc głowę ku górze.
-Wcale że nie!
-Tak.
-Nie!
-Steven...
-Oboje wiemy, że mam rację! A ty nie możesz się z tym pogodzić! Ja mam rację, a ty kłamiesz -wypowiedział, z miną naburmuszonego 5-latka.
-Nieprawda -powiedziałem, kierując się w stronę wyjścia. -Chodź. Świat na nas czeka, nie wypada się spóźnić.
~ * * * ~
Jestem już.
OdpowiedzUsuń(chyba wracam, cierpisz, nie?)
Niby Ci pisałam, że nie wiem co napisać, ale wiesz, Tobie to głupoty mogę wypisać, a Ty i tak będziesz mnie kochać, mamo. XD Czekam właśnie aż mi odpiszesz, ale chyba nie zrobisz tego za szybko... Cóż, poczekam.
Kiedy tu weszłam zasmucił mnie pewien fakt - nie ma innych komentarzy. Jestem pierwsza. To chyba dziwne, co nie? Do innych to chodzą, ale tu to już nie? Wkurwia mnie to. Jesteś moją matką i naprawdę mnie to wkurwia. Dziękuję za to, że mogłam to napisać. Na serio.
Także na samym (ta...) początku podziękuję Ci za dedykację. DZIĘKUJĘ, JOANNO. Masa serduszek - ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ Ok, za dużo. Teraz rozdział - Znów nie wiem, co Ci napisać. Jest świetnie, bosko, wspaniale... Dawno już nie było niczego takiego na naszej blogosferze. Dobrze, że chociaż Ty zrobiłaś coś lekkiego, coś co dobrze się czyta, a nie ciągłe problemy. Tu też one są, ale są inne, jak cały ten blog. Jak cała Ty, Joanno, więc nawet nie myśl, ze tu nie pasujesz. Fakt, jesteś inna, ale to właśnie dobrze. Uwielbiam Cię za to! Tylko z Tobą potrafię gadać do późnej pory i to o rzeczach dziwnych, choć jeszcze normalnych jak na nas. XD
Steven musi wydorośleć. Czytam to i czytam (była jakaś 23, a Ty wiesz, że ja wtedy nie myślę. Ale tym razem się udało), czytam... Pół rozdziału nie zrozumiałam, bo myślałam o próbie chóru. ;___; Ale ok, udało się, na koniec wszystko zakumałam i skumałam, że on wydorośleć musi naprawdę. To już ten czas. Późny, fakt, ale chyba dobry. On zrozumiał już wszystko, miał czas. Teraz pora na działanie, czas dorośleć, a Joe musi pomóc, bo znów zleci kolejne 39 lat, a wtedy dobrze nie będzie. Oni siebie potrzebują, to prawda. Piękna prawda. Pora żyć teraźniejszością, nie przeszłością. Ona nie jest już istotna, nigdy nie powinna być. Liczy się to, co teraz i niech to wykorzystają. Ale ja już tam wiem, że wykorzystają, muszą!
Opowiadałam Ci jak... Nie, lepiej nie. Zresztą pominę tą nieistotną sprawę i przejdę do tego, co ważne. Trzeba jechać z Brandim do weterynarza. To też jest ważne, ale nie oto chodziło. Chwilę sobie poczekasz, bo ja nie wiem jak toi ładnie sformułować. Choć ja... Nie potrafię zrobić tego ładnie, walnę prosto z mostu - MASZ MI NIE ODCHODZIĆ, BO WIESZ, ŻE BĘDĘ CIĘ NĘKAĆ, KURWA. Uzupełniasz to miejsce, bądź tu tylko dla mnie, jeśli będzie trzeba.
Wybacz, że komentarz jest koślawy, ale tak wyszło, wiesz, pierwszy od dłuższego czasu. A teraz muszę nadrabiać u innych, a przynajmniej niektórych, choć nie wiem, czy chcę to robić. Może lepiej byłoby... Nie bierz przykładu z takiej osoby, jak ja. Błagam.
Kocham Cię, mamo Joanno, do zobaczenia. Masz. Mi. Tu. Coś. Szybko. Napisać. Ja Cię ładnie proszę jak na razie.
Nie siedź do późna, bo ja to widzę! Nawet jeśli masz wolne. ♥
Jeszcze nie dokończyłam tego komentarza dla Ciebie, a może to stać się dopiero po magicznej godzinie zero, dlatego "w końcu", odpowiadam na Twój komentarz, bo czuję, że się wściekniesz, kiedy dzisiaj nie będzie niczego, o czego nadejściu Cie poinformowałam. Ale to było tylko w ramach wyjaśnienia.
UsuńNie cierpię, bardzo się cieszę, ale to już wiesz. Opłacało się pisać dla Ciebie tę wiadomość o duszy (;__;), chociaż to pewnie i tak na Ciebie w żaden sposób nie zadziałało. A ja nadal nie wiem, o co chodzi z tą innością... Wiktoria i chór? Dobrze, nic nie napiszę o tym, bo już o tym z Tobą chyba rozmawiałam. XD Patrzę na ten Twój komentarz, zwłaszcza na fragment od "Steven musi wydorośleć" do "Odpowiadałam Ci jak" i dochodzę do wniosku, że Ty, mimo wszystko, myślisz!
Wiem, że będziesz mnie nękać, ja wiem wszystko, o czym już niejednokrotnie się przekonałaś ostatnio, kiedy to ujawniłam swe detektywistyczne rozmowy.Zamiast "ujawniłam swe", napisałam "ujawniłam ser". Za drugim razem również.
Nie widzisz, Kaczory niczego nie widzą. Wolne to ja mam już od miesiąca, najpierw przez wydarzenie, o którym chcę, mimo wszystko, zapomnieć, później przez chorobę, a teraz jeszcze te ferie i, według mamy i nie tylko, źle to na mnie działa. ;__;
DZIĘKUJĘ za komentarz, nadal nie wiem, skąd to serduszko na końcu, powinno być:
"Nie siedź do późna, bo ja to widzę! Nawet jeśli masz wolne.
Kocham Cię, MAMUSIU,
~Twój Donuś ♥"
Ale nie jest, więc nie otrzymasz ode mnie serduszka.
I teraz nie możesz mieć mi niczego za złe!
Dobra, jeszcze - ♥ -żebyś nie miała się do czego przyczepić.
Cześć, Angie, nie będę nawet próbowała kryć się z faktem, iż w pierwszej kolejności mam w planach Cię opieprzyć za to wszystko, co nawyczyniałaś, odbiegając już od treści samego rozdziału.
OdpowiedzUsuńKochana moja, postaram się pominąć fakt, iż dwa miesiące, o ile dobrze liczę, zajęło Ci przedstawienie nam czegoś nowego, ponieważ w Twoim przypadku mam to za mniej istotne. Zupełnie inaczej dzieje się z tym, co przedstawione właśnie zostało. Angie, co się nagle stało z Twoją wizją? Dlaczego usunęłaś poprzedni rozdział, zastąpiłaś go nową dwójką? Co się nagle stało... Zrobiłaś zamieszanie, które dość wyraźnie odczuwam. Zdezorientował mnie taki obrót akcji. Ale nie mam tego za złe w żaden sposób. Przecież teoretycznie wszystko się zgadza.
Nie umiem skomentować tego, co napisałaś. Mam z tym problem, ponieważ czytając to, odnosiłam wrażenie, jakby każdy z tych fragmentów był zupełnie niepowiązany z poprzednim. Wyszło Ci tak, jakby cały ten rozdział był małym zbiorem opowieści, migawek z życia Aerosmith, a przede wszystkim z życia Toxic Twins.
Padło wiele słów, jeśli mowa o nich, które dały mi wiele do myślenia. Powiązałam ze sobą kilka faktów. Przewijał się motyw pragnienia Joe'go, pragnienia stania się kimś takim jak Steven, pragnienie zostania frontmanem. I odwet Tylera w tej sprawie. Przypomniała mi się sytuacja, a nawet kilka, ze złotego filmu ''U progu sławy''. Jednym z wątków była wojna gitarzysty z wokalistą o właśnie nic innego, jak twarz zespołu: kto przede wszystkim powinien nią być.
Joe w swojej biografii wspomniał, że ciężko czasem było mu tak być ze Stevenem. W przeszłości śpiewał i on, a kiedy Aerosmith stało się już rzeczywiste, rola wokalisty stała się wyłączną własnością zazdrosnego Tylera. Perry napisała ''Combination'', które w rezultacie kompromisowo śpiewają razem, jak wiemy, haha. Rozdrabniam się. Muszę. Powiedział, że ciężko jest tak pracować, wiedząc, że ma się w zespole jednego z najpotężniejszych wokalistów świata. I to musi, musiało być prawdą.
Ale wracając do Ciebie: niech on dobrze przyswoi, że gdyby nie jego przyczajona w cieniu osoba, to wieloryb poszedłby na do już dawno. Obstawiam, że najpóźniej w osiemdziesiątym trzecim. Jednak złączyli się znów, rola gitarzysty prowadzącego naprawdę ma w sobie to coś, cholera... Nie zmieniajmy nic, niech zostanie jak jest. Doceń to wszystko, Joe.
Boże, przepraszam Cię, Asiu, ale ja autentycznie nie umiem napisać nic z większym sensem. Zostawiam Cię z bardziej swoimi refleksjami, o których Twój rozdział mi tylko przypomniał, ale musisz wiedzieć, że ja naprawdę sobie cenię to, co piszesz. Wspomniałam Ci ostatnio, że piszesz zupełnie inaczej niż w poprzednim opowiadaniu i ten styl jest bliższy i mnie, co jest aż dziwne, bo przecież jesteś tą samą osobą, która tworzyła tamtą historię...
Pieprzę głupoty, Angie. Mogę dodać, że Twój Tom mnie urzeka, uwielbiam tego człowieka, a po obejrzeniu na youtubie filmików z nim jestem już w ogóle zakochana, haha.
Obyśmy zobaczyły się tak znów szybciej, pozdrawiam w końcu, czekam ♥
To zamieszanie jest głownie spowodowane tym, że sam rozdział 1 nie do końca pasował mi tutaj, dlatego postanowiłam połączyć go z (za krótkim) rozdziałem 2. Po prostu teraz zamiast osobnych postów, jest ten jeden.
UsuńJeśli chodzi o sam rozdział, większą część napisałam zaraz po dodaniu poprzedniego, cały był gotowy niedługo później. Ten odstęp czasowy spowodowany jest przerwą od bloggera, która z kolei wynika ze spraw osobistych. Może nie powinnam tego tutaj pisać, ale ktoś bardzo dla mnie ważny odszedł z tego świata, przez co ja również trochę wycofałam się z życia, nadal staram się znów do niego załapać, ale co z tego wyjdzie, zobaczymy.
Tak, masz całkowitą rację, poszczególne fragmenty rozdziału w żaden sposób nie są ze sobą powiązane. Chodziło mi w nim przede wszystkim o ukazanie relacji, łączących Stevena i Joe, szczerze mówiąc, nie pamiętam już dokładnie, co znajduje się w tym rozdziale, nie wiem, czy udało mi się to, co chciałam, aby mi się udało, ale zwyczajnie nie chcę znów tego czytać.
Ha, pamiętam swoje początki z Aerosmith, kiedy to odkrywałam, kto stoi za tym wszystkim. Nie znając jeszcze nazwisk członków zespołu, o każdym pojawiła się jakaś wizja, i to właśnie to pierwsze wyobrażenie o Tomie, towarzyszy mi do teraz.
Czy tutaj pojawi się coś szybciej, nie mogę obiecać, zrobiłam to ostatnio i raczej obietnice nic nie dały. Ja chyba nie mam na to większego wpływu, decyduje tutaj coś innego.
Dziękuję Ci za komentarz, jeżeli to czytasz, uprzedzam, że postaram się szybko nadrobić zaległości u Ciebie, więc niedługo możesz się spodziewać odzewu z mojej strony. :)
Miał być spam, Joanno.
OdpowiedzUsuńNowy u mnie!
OdpowiedzUsuńSkomentuje u Cb w weekend!
Ech, jak zwykle spóźniona Isbell przybywa...spóźniona o jakieś pięć dni.
OdpowiedzUsuńKocham Joe'go <3
Tyle do nadrobienia...
Wybacz.
Powiem, że rozdział bardzo mi się podoba. :3
Przepraszam, nie widzę kategorii SPAM.
OdpowiedzUsuńCześć, nazywam się Annie Style i mam 16 lat, a moje imię nie będzie Wam do niczego potrzebne. Musicie wiedzieć jedynie to, że jeśli lubicie czytać książki i oglądać filmy, to dla Was idealne miejsce.
http://zyciepodrugiejstroniemonitora.blogspot.com/
Ładnie, ładnie (chodzi o wygląd).
OdpowiedzUsuńNa facebooku odpiszę Ci później. Muszę napisać tam coś z sensem.
A nie potrafię.
a mój spam?
OdpowiedzUsuńTy się do tego nie wliczasz (XDD), ale osoba powyżej Ciebie już tak. ;__;
Usuń